Góry mają to do siebie, że są nieobliczalne. I to ich oblicze dziś poznaliśmy…
Dzień rozpoczęliśmy od porannej gimnastyki w pięknych okolicznościach przyrody, w pełnym słońcu - jednym słowem dzień zapowiadał się idealnie. Następnie pojechaliśmy do Ustrzyk Dolnych, gdzie zwiedziliśmy Muzeum Przyrodnicze Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Było niesamowicie interesująco, dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek i na pewno wykorzystamy je na lekcjach biologii i geografii. A później czekał na nas najważniejszy punkt programu – najwyższy szczyt Bieszczadów – Tarnica (1346 m). Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Wołosate, gdzie podzieliliśmy się na dwie grupy i wraz z przewodnikami rozpoczęliśmy zajęcia edukacyjne. Sami mogliśmy wyłowić ze stawu traszkę, zajrzeć na cmentarz Bojków, a nawet spróbować szczawiku zajęczego (część z nas myśli już o wegetarianizmie:). Byliśmy już na dobrej drodze, gdy nasze plany pokrzyżowała nam pogoda. Głos rozsądku w postaci grzmotów i błyskawic spowodował, że na przełęczy przed szczytem (1275 m) musieliśmy zawrócić… Jakby tego było mało, zmokliśmy… Ale dobry humor nas nie opuścił, co niektórzy nawet tańczyli w kolorowych pelerynach na deszczu.
Deszczowa pogoda oszczędziła Myczków, w miejscu naszego zakwaterowania nie padało, dlatego po kolacji poszliśmy zagrać w „bieszczadzką siatkówkę”.
Wniosków z dzisiejszego dnia jest kilka: pogoda zmienną jest, zawsze trzeba mieć przy sobie deszczówkę i… Tarnico, czekaj na nas, kiedyś i tak cię zdobędziemy.